Archive for the 'Codzienne zmagania' Category

Ciemno, zimno…

… wiec uskuteczniamy z mala A. robotki reczne. Oczywiscie nic nie pobije malowania, ku mej starannie skrywanej niecheci… Czasem uda sie i panienka zadowoli sie „big kaku” czyli mazakami. A czasem nie, co konczy sie zakrywaniem jak najwiekszej powierzchni pokoju i dziecka, co by sie uchronic przed balaganem. Kilka dni temu Tutka tworzyla:

A dzisiaj pobawilysmy sie plastelina. Przy okazji Alexia nauczyla sie nowego slowa: „pastelina” :)))

To rezultaty (mama troche pomogla):

Halloween

W przyszlym roku juz sie chyba trzeba bedzie wybrac na halloweenowy spacerek. Poki co, mala A. chowala sie w poplochu przed przebierancami, a Suzinka, jak to ona… spala 🙂

A gdzies tak pomiedzy, po cichu i na uboczu… Suzi fikala jak najeta na kocyku, przewrocila sie na plecki kilka razy pod rzad. Pamietam, z jakimi fanfarami oglaszalismy takie wydarzenie przy malej A., a tu – wlasnie – cichcem, chylkiem…

Do gory nogami

Dzis sie troszke zalamalam. Wizyta u poloznej – 34 tydzien. Dzidzia odwrocila sie glowka do gory 😦 Polozna pocieszala mnie jak mogla, ale coz ona moze poradzic, ze juz mam przed oczami upiorne wizje: odwracania dzidzi, porodu posladkowego, epiduralu i cesarskiego ciecia… A ja tylko chce normalnie urodzic dziecko!! No, w basenie, wiec prawie normalnie!

Dzidzia!!! Prosze natychmiast posluchac mamusi i odwrocic sie do gory nogami!!!

Uzytecznosc malej A.

Okazuje sie, ze takie malutke stworzonko jak nasza mala A. moze sie bardzo przydac w zyciu codziennym. Czesto do sprzatania wlasnorecznie zrobionego balaganu, ale nie tylko. A co do sprzatania to chwala paniom w przedszkolu za wpojenie dziecieciu elementarnych odruchow, wielce to doceniam!

Przyklad uzytecznosci z zeszlego tygodnia:
Duzy A. schodzi z zatroskana mina:
– „Widzialas gdzies moja karte z banku A.?”
– „Nie, a co, zginela?”
– „No, mala A. bawila sie moim portfelem i nie moge jej teraz nigdzie znalezc…”
Gdybym to ja nie mogla znalezc karty, juz w panice dzwonilabym do banku, by ja zablokowac, przekonana, ze posialam ja gdzies, nie wiadomo gdzie… Ale ze to duzy A. (co prawda do spolki z mala), to zachowalam spokoj. Dam mu kilka dni, pomyslalam. Po okolo tygodniu pytam:
– „I jak tam, znalazles karte?”
– ” Eeee, taaak, mala A. bawila sie znow portfelem, wiec pewnie wyciagnela ja z miejsca, gdzie dala ja przedtem i schowala tam, gdzie powinna byc…”.
No prosze, jaka uzyteczna…

Przyklad z dzis:
Podczas jednej z nocnych pobudek (tu wina spoczywa po rowno na malej A. i Dzidzi w Brzuszku) przypominam sobie czytany wczesniej artykul o szkodliwosci komorek i ich rakotworczych wlasciwosciach. No dobra, wyciagam telefon spod poduszki i odkladam na naroznik lozka – duzo powyzej mojego zasiegu wzroku.
Rano, juz w towarzystwie malej A., chcac sie jak najszybciej ewakuowac, by nie zaklocac snu duzego A. szukam w panice telefonu w stalym miejscu – pod poduszka, potem pod lozkiem, potem w koszyku z pieluchami.  Wsiakl… Mala A. obserwuje mnie tylko, aby po chwili wstac na nozki i z wyzszoscia wskazac mi narozny slupek lozka z jednym tylko slowem: „Tu”.

Przydaje sie? Przydaje sie!

Bilans 2-latka

… zaliczony! Ledwo na lonie rodziny wyrazilam obawe, czy bedzie sie o nas pamietalo, juz dostalysmy wezwanie do stawienia sie w Sure Start. I to w Dzien Dziecka! Kolejna niespodzianka – osoba, ktora go przeprowadza. Toz to Pauline, Health Visitor, ktora zna Tutusia od jej (malutkiej) pierwszych tygodni. No wiec na poczatku sa same piski, ochy, achy, buziaki i podziwianie wielkiego brzuszyska, ktore jest zamieszkiwane przez Dzidzie.

A sam bilans? Musze przyznac, ze dawno nie bylam tak dumna z malej A. Po wyjatkowo wczesnej pobudce tego dnia (3:00 w nocy) i kompletnym braku snu do czasu spotkania, spodziewalam sie wrzaskow i placzu, a w najlepszym wypadku marudzenia. Tymczasem Tutek zaprezentowala sie od najlepszej strony, jak na reklamie, na zamowienie wrecz ukladala klocki, rysowala, karmila mnie wyimaginowana zupka, ogladala ksiazeczki, biegala, kucala, wspinala sie, gestykulowala, no, dziecko – marzenie. Nie, zeby nie bylo, ze takie idealne, na kilka rzeczy zwrocono nam uwage, jak to sie mowi, zawsze jest cos, co mozna ulepszyc…

Z ciekawostek… Wielce zdumial Pauline fakt, ze najczesciej zadawanym przez malutka A. pytaniem (tak, oczywiscie zadaje pytania) nie jest odwieczne ‚why’ / ‚dlaczego’  tylko ‚where’ / ‚gdzie’. No prosze, jaki okaz nam sie trafil.

Jedyne czym nie blysnelysmy, to mowienie, tzn. ja potwiedzilam, ze gada, a jakze, nawet w 3 jezykach gada, co prawda miesza, ale zrozumiale, ale nie dosc ze Tutusia dosc malomowna w ten dzien  byla (moze to ta 3:00 w nocy???) to jeszcze mamrotala pod nosem, ze ledwo ja ja rozumialam. Ale nic to, ja wiem, ze moja malutka to najcudowniejsze dziecko na swiecie :).

A jezeli chodzi o liczby, mala A. osiagnela 10.5 kg i zawrotne 81 cm wzrostu. 9 centyl i jak zawsze uslyszalam, ze po takiej mamie to ona na pewno bedzie petite…

Jak wymeldowac glownego lokatora czyli w trojkacie

Ciasno w tym lozku, oj ciasno… Mala A. rosnie, i mimo iz jest rozmiaru petite, to zajmuje stanowczo zbyt wiele miejsca. Dotad nie rozumialam narzekan rodzicow dotyczacych spania „poprzecznego” ich pociech. Teraz mam ilustracje problemu. Otoz preferowana pozycja do spania Tutuska to lezenie na wznak w poprzek lozka na wysokosci poduszek. Oczywiscie na poduszkach. I co z tego, ze duzy A. dolacza dopiero nad ranem. Przez godzine, dwie gnieciemy sie jak sardynki w puszce, tzn. my dorosli, bo krolowa na srodku nie odda ani skrawka swojego terytorium. Co gorsza, woli byc odkryta, co utrudnia osobom po jej obu stronach przykrycie sie koldra w calosci… Co jeszcze gorsze, nad ranem zachciewa sie jej przytulanek, ktore polegaja na obejmowaniu szyi spiacej mamy, przykladaniu buzki do buzki, czy kladzeniu sie na jej glowie. Mozna sobie wyobrazic lament, gdy nadchodzi czas wstawania do pracy i przytulanka Tutusia znika. Jest placz i lament…

Sytuacji nie polepsza fakt, ze rosnie rowniez duza A., zwlaszcza w srednicy brzucha. Czas spotkania z Dzidzia w Brzuszku zbliza sie nieuchronnie i ze strachem mysle o zdecydowanie niewystarczajacej powierzchni malzenskiego loza. Czas juz cos z tym zrobic!

Mala A. mowi…

Male kompendium wielojezycznego slownictwa Tutusi (imiona i nazwy bajek opuszczamy, za duzo tego):

1. Jezyk polski

na dol
mama
idziemy
kremik
brokul
nie ma
klapki
bajki
tu
trzymaj
spadniesz
uszka
buzia
pupa
dzieci
kupa

2. Jezyk tatusiowy

babi (tata)
nena (babcia)
dxushi (dziadek)
dxadxi (wujek)
hajde (chodz)
hapu (odsun sie, pusc)
ulu (usiadz)
prit (zaczekaj)
piju (pic)
miju (myszka)
dxam dxam (cacy cacy)
lule (kwiatki)

3. Jezyk Tutusiowy

tap tap (kapiel)
kaku (rysowanie)
dudu (ptaszek)
am am (jedzenie)
bee (kupka)
pur pur (baczek)
sisi (siku)
tati (skarpetki)
bazi bazi (buleczka)
halo halo (telefon)
brum brum (auto, wozek)
laaaaa ([jak lozko] lew)
auau (piesek)
trutututu (slon)

4. Jezyk angielski

Ten zostawiam na koniec, gdyz jest najbogatszy i najszybciej sie rozwija. Niemal codziennie mala A. zaskakuje mnie jakims nowym slowkiem, ktorego jeszcze dlugo nie spodziewalabym sie od niej uslyszec. Z pewnoscia duza w tym zasluga przedszkola, ale i pewnego edukacyjnego programu telewizyjnego (mam na mysli kanal a nie konkretny program), ktorego jest maniakalna wielbicielka…

mummy
baby
cheese
apple
book
sun
moon
nappy
cat
dog
monkey
two
nine
ten
blouse
trousers
coat
hat
juice
orange
plum
pear
sing
dance
paint
away
ball
teddy
car
bike
sorry
thank you
morning
finish
up
down
there
hiya
bye bye

i pewnie jeszcze mnostwo, o ktorych zapomnialam… Ale juz sily nie mam wymieniac 🙂

Reaktywacja

Witamy po dluuuugiej przerwie… Jak dlugiej – sama nie wiem, prawde mowiac nawet nie zagladalam na bloga. No ale pora sie pozbierac, bo okazuje sie, ze wciaz o nas pamietaja… Pamietacie 🙂

A wiec witamy ponownie:

  • duza A. – ktora robi sie coraz wieksza, niestety tylko wszerz… Czemu czlowiek nie rosnie cale zycie?? Albo czemu wciaz jeszcze nie wymyslono operacji plastycznych dodajacych wzrostu??
  • mala A. – ktora wcale juz taka mala nie jest, w koncu skonczone 22 miesiace czynia z niej calkiem dojrzala osobke. Oczywiscie tylko wtedy, gdy jest to dla niej wygodne, w przeciwnym razie natychmiast przeobraza sie w bezradnego zdanego tylko na Mummy i Babiego dzidziusia… 
  • duzy A. – jak zwykle gdzies w tle i oddali, a dzis to w oddali doslownie, bo wlasnie wykorzystuje swoj pozostaly urlop tarzajac sie na lonie rodziny w dalekim kraju, za gorami i lasami, gdzie mocno swieci slonce, a w domach nie ma kaloryferow… Taka moja mala dygresja, wybaczcie.
  • i… uwaga, uwaga! nowy nabytek – nazwijmy je Malenstwem. Takie odstepstwo od literki A., byc moze tymczasowe, a byc moze permanentne :). Malenstwo wciaz jest w brzuszku, ale juz na stale zagoscilo w naszym zyciu.

 

Przedszkolne cuda-wianki

Kolejny szok w przedszkolu… Przyjechalam Tutka odebrac, pogawedzilam przy drzwiach z jedna z pan, no i zagladam przez szybke, coz ta dziecina porabia. Widze, wszystkie dzieci za wyjatkiem jednej, nowej dziewczynki spia. I po chwili widze, ze jednak nie, Tutus nie spi. A co robi? Tu zaskoczenie – NIC! Pierwszy raz od czasow niemowlecych zobaczylam ja nie spiaca, w pozycji lezacej i jednoczesnie nieruchoma… No, nie az tak nieruchoma – machala sobie raczka i rozgladala sie. I pani mowi, ze ona juz tak sobie lezy od 10 minut!!! Czy to na pewno moje dziecko???

A tak przy okazji udalo mi sie rowniez obejrzec nowe prace wystawione na scianie. Obrazki z poprzyklejanego do kartek makaronu. Latwo poznac dzielo malutkiej – tam makaronu jest najmniej. Mozna tylko zgadywac, co stalo sie z reszta 🙂

Kupa

Cos mi sie kojarzy, ze o kupie juz tu bylo. Ale nie szkodzi, dzis opowiem o zupelnie nowym wymiarze kupy.

Najpierw jednak wspomnienie z dziecinstwa, zwiazane z tematem. Kiedys, jak wiadomo, nie bylo takich luksusow jak pampersy i mokre chusteczki. I tak mi sie przypomina, wiele lat temu, dom rodzinny – dom dziadkow, moj pokoj, lozeczko, no i ta kupa, mojego autorstwa, ktora moja mama, w celu jak najszybszego usuniecia jej z mojego pola widzenia i zasiegu wynosila golymi rekami… Nie wiem, ile mialam latek (bylam malutka, prosze sobie nie myslec!), ale doskonale to pamietam, bo juz wtedy , albo troszke pozniej uderzyl mnie fakt, jak COS TAKIEGO mozna chocby dotknac reka…

Powrot do czasow wspolczesnych. Mala A. ze wzgledu na ekstremalnie odparzone pupsko lata bez pieluchy. Pierwszy raz w zyciu, dodam, pozwolilismy jej na taki luksus. Trzykrotne siku, nastepujace prawie natychmiast po wystawieniu „szanownej” na swiatlo dzienne, ignoruje i sprzatam z usmiechem na ustach. Pierwsza kupe rowniez, bowiem Tutus ewdentnie mnie o niej informuje, piszczac i pokazujac lapka to „cus”, co nagle znalazlo sie na podlodze. Gorzej, ze dziecinie sie spodobalo… Do tego stopnia, ze w kolejna kupke wlazla butami i wsadzila raczke.

I teraz juz rozumiem moja mame doskonale. Kupa wlasnego dziecka to zupelnie inna kategoria kupy. Ale ciesze sie w duchu, ze teraz juz mamy pod reka mokre chusteczki… A pampers wedruje na swoje miejsce.

A oto zasmarkana producentka kupy:


Historie, wspomnienia, marzenia. Perelki codziennosci, ktore chce zatrzymac we wspomnieniach.

Odwiedziliscie nas

  • 7 868 razy